31. "Gordian" Melissa Darwood

Gordian, Gordian, ach ten Gordian. Długo zajęło mi dobranie się do Pana Sam Grzech - może dlatego, że kolejka do niego ustawiła się na kilka kilometrów? To już jednak nieważne, bo teraz to ciasteczko jest całe moje!

Gordian: gorący, grzeszny, seksowny, smakowity, do schrupania, uzależniający, boski, cudowny, wspaniały, apetyczny, ekscytujący, ponętny, uwodzicielski, zmysłowy - nawet nie wiedziałam, że znam tyle określeń na faceów takich jak on. Wszystkie te jednak gdzieś przelatywały mi przez głowę, kiedy strona po stronie poznawałam się z Panem Sam Grzech. I czy było warto szaleć tak przez trzysta stron?

No cóż, skoro ta książka to "Gordian" to niech recenzja także stoi Gordim. 

Gorący: oooh, ta książka jest zdecydowanie gorąca. Moim zdaniem nawet ta wdruczka "+18" to za mało i na tej cudownej klacie powinna być jeszcze jedna - "HOT! CAUTION HOT!". Jeśli wydaje wam się, że książka to erotyk to małe "e" zamieńcie na duże "E" i do czytania weźcie ze sobą wiatrak i butelkę wody.

Grzeszny: do tego hasła podejdziemy trochę inaczej. Gordian jest na tyle złożonym bohaterem, że seks nie jest ta niego tylko bezmyślą czynnością. On wypełnia nim swoją głowę, żeby nie wypełniać jej czymś o wiele, wiele gorszym... popełnionymi grzechami. I kiedy tak czytałam o tym, jak Gordi ucieka w zapomnienie to zdałam sobie sprawę, że przecież ja to dobrze znam. Mnóstwo razy uciekałam od swoich problemów - jak pewnie każdy z nas. No cóż, tylko Gordian wybiera seks, a ja seksowne książki. W każdym razie fabuła książki opiera się na tajemnicach i popełnionych grzechach, więc każdy, kto będzie chciał łatwo dostrzeże w niej o wiele więcej niż uprawianie seksu.

Smakowity: ta książka przypomina kawałek tortu. Wygląda genialnie - taki z lukrem albo masą cukrową, obsypany czekoladowymi serduszkami, z mnóstem bitej śmietany w środku*... Jednym słowem? Pycha! A jeśli nie dotarł do was przekaz to mam na myśli głównie to, że za genialnie wydaną książką - klat nigdy dość - napisana w naprawdę smakowity sposób. Nie wiem czy pamietacie recenzję "Tryjona" Melissy Darwood, który skądinąd okazał się jedną z pięciu najlepszych książek zeszłego roku - ale w "Tryjonie" zachwycona byłam wykreowanym światem, a w "Gordianie" z kolei zachwycona jestem bohaterami i fabułą. W dodatku Melissa wrzuca takie maleńkie smaczki przez które można zwariować, bo nawet my jako czytelnicy nie wiemy czy niektóre z rzeczy w książce dzieją się w naszej - to znaczy Gordiana - głowie czy dzieją się naprawdę.
*jeśli nie jecie słodyczy to zamiencie na danie, które pojawi się w waszej głowie na hasło "pokarm bogów" - i nie, nie ambrozja. 

Do schrupania: nie wiem co jest takiego w książkach Melissy, ale zaczynasz czytać i... kończysz czytać. Przeczytanie "Tryjonu" - trzy godziny, z Gordim nie spędziłam nawet tyle! Nie tylko napisane są w tak płynny, przyjemny do czytania sposób, ale i tak wciągające, że łyka się je na raz - inaczej się nie da. To ten typ książki, przy której stwierdzasz "jeszcze jeden rozdział" i kończysz ze złamanym sercem i ogromnym kacem ksiażkowym. Poza tym osobiście bardzo lubię tempo książek Melissy. Czasem w książkach zdarzają sie przestoje, zawieszenia, zwalnia tempo akcji, ale "Gordian" jest jak bicie serca - miarowy. No chyba, że serce akurat ci sie zatrzyma. No, ale to już poniżej.

Uzależniający: czytasz, czytasz, czytasz i koniec. Nagły i bardzo bolesny koniec. Uwaga o tym, jak zatrzymuje się serce? Cóż, adekwatna do zaistniałej sytuacji. Wiecie co jeszcze jest aekwatne? "Boże, kiedy będzie nastepny tom? No kiedy?". Jeśli oczekujecie zwrotów akcji w "Gordianie" to mam dla was jedną radę - koniaczek.

Boski: najpierw grzeszny, teraz boski - co ja z tą religią? W każdym razie skoro już doszliśmy do boskości to i na kilku bohaterów pora. Otóż o kim bardziej warto wspomnieć niż o Gordianie? Gdzieś wyżej napisałam o grzesznej wersji Gordiego to teraz trochę o samym Gordianie. Pewnie wielu z was postrzegłoby go jako zaliczającego panienki buca, ale poniżej znajdziecie sekcję spojlerową, w której okazuje się, że Gordian to po prostu ktoś szukający stabilizacji. A jeśli jeszcze nie czytaliście to mam prośbę - nie oceniajcie go, dopóki nie poznacie jego tajemnic.

SPOILER ZONE

Gordian to ten typ bohatera, którego na początku nie traktuje się poważnie (głównie dlatego, że zachwuje się jak prosty zaliczacz panienek), później się go akceptuje (tak po prostu sobie radzi), a na końcu, kiedy człowiek zrozumie jego motywacje, zaczyna kochać go z całego serca. Gordian, wydaje mi się, to po prostu człowiek zagubiony i szukający swojej stabilizacji w seksie. Seks dla niego jest powtarzalny, jest tym czymś, co zna, co akceptuje i co przyjmuje jako dopuszczalną granicę zbliżenia się do drugiej osoby - na tyle, żeby nie zostać skrzywdzonym. G. to po prostu mały chłopiec, który tak potwornie został skrzywdzony - przez ojca agresora i matkę, która nie potrafiła obronić swojego dziecka z miłości do tyrana - że w całym dorosłym życiu szuka jedynie odkupienia za wyrwanie się ze szponów osoby, która pewnie w końcu by go zniszczyła. Ze szponów szaleństwa jakie niesie poczucie winy. Pod względem charakteru Gordi nasuwał mi na myśl trochę Raskolikova. To znaczy... pod płaszczem buty i rozgrzeszania samego siebie, znajdziecie u niego ogromne pokłady tego pragnienia wyjścia z pułapki własnych myśli.

SPOILER ZONE

Cudowny: Kira. Chociaż dla mnie mogłaby nie istnieć z powodów wiadomych, ale tak odsuwając wszystko na bok - całkiem fajna bohaterka tej Melissie wyszła. Przede wszystkim nie jest pustą idiotką, która leci na seksownego faceta jak mucha do g... znaczy pszczoła do kwiatka. Ma kręgosłup, niezły prawy sierpowy i jaja większe niż większość facetów, których znam. Jej relacja z Gordim nie jest łatwa, bo tak naprawdę chcą od życia zupełnie innych rzeczy. Melissa przede wszystkim zaimponowała mi w ksiażce rozwijaniem tej relacji, a nie rzucaniem ich na głęboką kołdrę i alleluja instant love. O, nie. Kawałek po kawałeczku, krok po kroczku Kordian (nawiązanie do kolejnego klasyku, ale Kira i Gordian to przecież Kordian jak się patrzy) zaczyna tworzyć... coś.

Apetyczny: była fabuła, był styl, byli bohaterowie - czas na moje wrażenia, czyli to co tygrysi lubią najbardziej. "Gordian" to jedna z najlepszych książek polskich autorów jakie czytałam w życiu. Każdą kolejną książkę Melissy Darwood biorę w ciemno (to sugestia) i zaklepuję każdego faceta jakiego stworzy (polizane, zaklepane). Wielkie dzięki - takie całoserduszne - i dla autorki i dla wydawnictwa za przekazanie egzemplarza. Tyle przyjemności w takim maleństwie! Czy muszę pisać ile mój mąż dostaje na dziesięć?

PS. Książkę z autografem zamówicie tutaj. Nie namawiam, ale całkiem niezła cena, całkiem niezła dedykacja i całkiem nieźle zapakowane. KUPUJCIE, KUPUJCIE


Komentarze

  1. Czytałam „Gordiana” i bardzo mi się podobał. Czekam na drugi tom i na pewno zapoznam się z pozostałymi książkami Melissy Darwood.
    Pozdrawiam, Girl in books

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki nie czytałam. Może po nią sięgnę, ale nie wiem kiedy, bo ostatnio rzadko sięgam po erotyki. Twoja recenzja jest fantastyczna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka chyba nie dla mnie, ale może kiedyś ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety nie moje klimaty /bookoholik27

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam, czytałam i podobało mi się :) Zresztą ogromnie lubię tę autorkę :)
    Ściskam!
    Ovieca

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty