Dobre złe książki?

Hej! Na początek trochę spraw organizacyjnych- od dziś wpisy będą pojawiały się trzy razy w tygodniu (wtorek, czwartek i niedziela), dlatego już dziś zapraszam was w te dni :D W dodatku chciałabym trochę rozwinąć bloga i będzie na nim więcej takich prawie felietonów jak poniżej oraz wpisów, które recenzjami nie są. Niektórzy z was wiedzą, że nowe książki będę miała dopiero na Święta, dlatego moje recenzje będą głównie "współpracowe". Jeśli chodzi o gołoszenia to tyle, a was zapraszam do czytania tekstu, przez który pewnie dostanę po tyłku :D

 Pewnie wiele z was kojarzy, że niedawno w światku książkowym zaroiło się od recenzji i
poleceń książki pani Lipińskiej. “365 dni” - przez jednych wychwalane pod niebiosa, przez
innych mieszane z błotem. Mnóstwo skrajnych opinii na temat tej książki i mnie skłoniło do
rozmyśleń. Jeśli w tym miejscu myślicie, że pojawi się recenzja tej książki
otwierająca wszystkim oczy to jesteście w błędzie. Nie, to będzie coś zupełnie innego. Coś,
co pewnie wiele z was odniesie do siebie, choć nie jest to moją intencją. I nie zamierzam też
nikomu wytykać, że to, co czyta jest złe.

Co dziś będzie?
Złe książki.
Dobre złe książki?

Ostatnio wiele szukałam, czytałam, pytałam o tym, dlaczego powszechnie złe życiowo
rzeczy w książkach są społecznie akceptowane. Otóż zawsze czytaliśmy złe książki.
Niektóre na wyższym, niektóre na niższym poziomie - to fakt, nie ma się co z tym kłócić.
Sama sięgam prawie wyłącznie po takie pozycje i to dobrze, bo wtedy czytanie sprawia mi
przyjemność, a na tym właśnie ma polegać, prawda? Także: zawsze czytaliśmy złe książki.
Dlaczego jednak niektóre z nas (niektórzy też, ale nie oszukujmy się - nie widziałam ani
jednego pana polecającego twór z Massimo) sięgają po dno dna? Po książki społecznie
szkodliwe, po takie, które romantyzują gwałty, przemoc, przestępstwa? Dobrze wszakże
wiemy, że w “normalnym” życiu takie zachowania są nie do przyjęcia!
W wielu książkach występują są te złe elementy i osadzić je w takim miejscu, że robią to,co
powinny - zniesmaczają.
Dawno, dawno temu przeczytałam “Sny Morfeusza” Kasi Haner. Nie pamiętam jej już
dobrze, ale za to pamiętam uczucie obrzydzenia, które towarzyszyło mi praktycznie przez
całą książkę.
Na przestrzeni lat często obserwowałam, jak ludzie się nią zachwycają i zastanawiałam się
czemu, do cholery? Facet gwałci tam dziewczynę po wszystkim stwierdza “wiem, co jest dla
ciebie najlepsze”. Dlaczego KOBIETY się tym zachwycają? Dlaczego ktokolwiek uważa to
za normalne, warte pochwały, dobre, romantyczne… za właściwe? Ponad to, co tu lubić -
bohaterka dostaje pracę przez łóżko, zapomina o okresie, zakochuje się w poniżającym ją
gwałcicielu… Co w niej jest takiego, że nagle wszyscy przestali zwracać uwagę na te
obrzydliwości?
O “365 dniach” mało kto nie słyszał. W którymś momencie z zadowoleniem stwierdziłam, że
o wiele więcej osób nienawidzi tego, niż kocha. Czy to jednak tak bardzo dobre? W końcu
jednak ktoś to lubi, komuś się podobało - dlaczego?
Facet, w momencie śmierci klinicznej, widzi swoją panią, każe namalować ją malarzowi, w
końcu okazuje się, że istnieje, więc ją porywa i daje rok na pokochanie. Cóż… O zerowej
wartości literackiej tego nie będę się rozpisywać, bo nie o to chodzi. Raczej o to, że gdzieś
na dwudziestej stronie Massimo gwałci kobietę i dusi ją swoim penisem. Społecznie
akceptowalne? Nie-e. Akceptowalne w książce? Wiwaty, potakiwania, aplauz.
Dlaczego?
Jest tego więcej! Massimo porywa bohaterkę i nie byłoby w tym nic dziwnego (no jest tym
donem makaronem, prawda?) gdyby nie to, że nie ma potrzeby jej porywać. No, i gdyby nie
to, że bohaterce zajmuje minutę, aby zacząć się na Massimo napalać. Hm…
Któraś z pań zażarcie broniła tego wołając “bo to fikcja literacka, wtedy gwałt może się
podobać!” - nie!
Nie!
Nie!
Nie!
I jeszcze raz jedno wielkie: NIE!
Gwałt to gwałt i zachwycanie się tym w jakikolwiek sposób i w jakiejkolwiek formie jest
obrzydliwe. I to jeszcze kobiety zachwycają się tym, jak gwałcone są kobiety! W dodatku
książki przedstawiane są jako szczyt romantyzmu i piękna - jak to? Od kiedy związek albo
miłość zaczynają się gwałtem? W którym momencie przemoc, upokarzanie, poniżanie i
wycieranie kobietą podłogi zamienia się w uczucie? W realnym życiu nazywamy to
przemocą domową, a w książkach jest dobre? Co jest z wami ludzie? Dlaczego? Może ktoś
potrafi mi odpowiedzieć, dlaczego nie przeszkadza mu gwałt albo przemoc? Wytłumaczcie
mi - co ludzie widzą w takim czymś, bo dla mnie to jest niesmaczne i okropne.
Zdaję sobie sprawę, że tekst jest emocjonalny i mam nadzieję, że nikt nie weźmie go do
siebie, ale za to, że wielu weźmie go sobie do serca, bo nie mogę patrzeć, kiedy ludzie
zachwycają się czymś takim co nie powinno mieć racji bytu. Wspomniałam już wyżej, że
często czytuję erotykę, lubię ten gatunek. Nie są to literackie wyżyny, mam tego
świadomość, ale nawet osoby, które lubią czytać o romansach i seksie w książkach, nie
powinny przekraczać pewnych granic.
Nie wtrącaj się ludziom do czytania, Iza. Każdy czyta to co lubi, Iza - to można przeczytać
właściwie wszędzie, ale czy to właściwe podejście? Naprawdę tak myślicie? Naprawdę
myślicie, że ludzie, którzy zachwycają się czymś takim mają rację?
Dajcie znać co o tym myślicie.

Komentarze

  1. Czemu? Bo po prostu większość kobiet kręci uległość w sferze seksualnej, a mężczyzn dominacja. Dla tego masa ludzi obu płci praktykuje BDSM, odgrywa najprzeróżniejsze scenki w łóżku, w tym także sceny gwałtu oraz ogląda tzw. "Ostrą pornografie". Właśnie tym jest ta literatura, dłuższym filmem porno, przy którym grupa sięgająca po nią w wiadomym celu, poczyta, pofantazjuje i zapomni.
    Dlatego właśnie rozwodzenie się nad szkodliwością tych dzieł nie ma sensu. Wąska grupka ludzi będzie krytykować, tłumaczyć o normach społecznych i moralnych, a większość ludzi przytaknie i będzie dalej czytać to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko ma sens - oprócz mówienia, że coś nie ma sensu ;)

      Usuń
    2. To jakie scenki ludzie ogrywają w łóżku albo jakie porno oglądają to jedno, ale fakt, że ludzi podnieca gwałt, bo o jeny uległość kobiet względem silnego faceta to coś dziwnego. Takie rzeczy naprawdę można opisać i robić bez gwałtu i całkowitej kontroli względem drugiej osoby.

      Usuń
  2. Też absolutnie nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu takich książek. Dla mnie zło jest zawsze złe - obojętnie czy na kartach książki, czy w rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że chodzi o nieznaną sytuację, ale trzeba odróżnić niewinne bdsm i psedo królów życia w książkach, gdzie romans zaczyna się od kłótni o bzdety, a dosłownie gwałt, bo ja również nie mogę uwierzyć, że takie rzeczy kręcą innych...

    Pozdrawiam,
    Gabcia bookish-shark.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy ma swoje jakieś spatrzenie, mojej znajomej ta książka się podobała - jak to uzasadnia? Że był ten tam cały makarono , że było coś kryminalnego i wielkie love story! Książki nie czytałam więc ciężko mi się wypowiadać, więc też nie osądzam tych, którym się ta pozycja podobała. Co do kwestii gwałtu etc - oczywiście, ze jestem na NIE, bo normalnie jest za to kryminał, szkoda, że nie kara śmierci. Mimo wszystko jednak motyw gwałtu - jeśli by to był thriller - nie byłby tak wyeksponowany. Oczywiście szanuję każde zdanie, recenzje czy opinię. Ja jestem gwałtom i przemocy na NIE, nie zależnie od świata, w którym się zdarzyły.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się ten wpis. Co do erotyków, również lubię je czytać. Jeszcze nie trafiłam, aby w jakiejś książce występował gwałt, a ludzie by się tym zachwycali. "365 dni" nie czytałam i raczej nie mam zamiaru.
    Pozdrawiam, Girl in books

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam ochotę przeczytać tę książkę...ale jeśli występuję tam gwałt...to nie..zdecydowanie nie chcę mieć z książką nic do czynienia :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Każdy może czytać, co mu się podoba i co lubi, ale warto też budować w sobie wrażliwość na pewne motywy, szczególnie te, które w rzeczywistości byłyby uznane za złe. Dlatego też ja od jakiegoś czasu nie torturuję się słabą literaturą, nawet jeśli pojawia się u mnie taka masochistyczna potrzeba. Zresztą im więcej mówi się o złej literaturze, tym większy rozgłos ona zyskuje, często kosztem dobrej, która przechodzi bez większego echa.

    OdpowiedzUsuń
  8. ależ jesienny klimat stworzyłaś *.* a jeszcze sie taki nie urodził co by każdemu dogodził
    Pozdrawiam
    https://jeszczerozdzial.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty