25. "Tryjon" - Melissa Darwood

Autor: na pewno nie Andersen ani bracia Grimm
Tytuł: "Jak z 300 stron zrobić 3 godziny"
Przyznajcie, jesteście zaintrygowani! O to mi przecież chodziło :D Zapraszam was na wrażenia czytelnicze z zaświatów, których panią jest Melissa Darwood.
"Tryjon" to miejsce, do którego trafiają źli ludzie. Okazuje się, że nie ma diabła, nie ma kotłów, wcale nie jest gorąco i nikt nie ma rogów. Mila to dość niezwykła bohaterka, która trafia do Trjonu po tym, jak popełniła pewne zbrodnie. Chwila... popełniła? A może jednak nie?
Jeszcze raz.
"Tryjon" to miejsce, do którego trafiają źli ludzie. Okazuje się, że nie ma diabła, nie ma kotłów, wcale nie jest gorąco i nikt nie ma rogów. Mila to dość niezwykła bohaterka, która trafia do Tryjonu, ale nie wie dlaczego. Spotyka tam chłopaka, którego zadaniem jest zmusić ją do tego, żeby przyznała się i żałowała za zbrodnie, których nie popełniła.
Na pewno?
Jakie zbrodnie popełniła Mila?
Czy dziewczyna w ogóle ma coś na sumieniu?
Dlaczego nie pamięta większości swojego życia?
A skoro nie pamięta... Czy to może zaczyć, że jest winna?
Gdzie była?
Co robiła?
Kim była?
Kim jest?
***
Nie opowiem wam nic o fabule "Tryjonu". I nie czytajcie recenzji, które ją opowiadają. W zupełności wystarczy wam opis z tyłu okładki. A właściwie wiecie co? Opisu też nie czytajcie.
***
Ta książka to jedna z najbardziej zaskakujących, najbardziej złożonych, najdziwniejszych książek jakie ostatnio przeczytałam. Fabuła opiera się na tym, że umieramy, a śmierć jest tym, co rozlicza nas z doczesnego życia.
Nie wierzyliście w piekło, niebo i czyścieć? Zacznijcie.
Ta recenzja zapewne wielu z was wyda się pusta, nietreściwa, niepełna. Chociaż moim zdaniem dostajecie w niej wszystko, co musicie.
Zaufacie mi? Chcę dla was dobrze.
***
Styl Melissy Darwood to jeden z tych, które są w porządku. Nie będę słodzić, czarować, przypochlebiać się - koniec końców Melissa zdaje się doceniać szczerość, prawda?
Otóż - jak już wspominałam, styl jest okej. Jeśli miałabym porównać to myślę, że umieściłabym go na poziomie Mii Sheridan. Podobny poziom zaangażowania mnie w fabułę, podobna przyjemność z czytania. Poziom konstruowania zdań też na podobnym poziomie.
Dawno temu - naprawdę, naprawdę dawno - sięgnęłam po "Laristę". Piszę o tym, bo jako dzieciak nie doceniłam czegoś co Melissa ma w sobie i ma tego takie ilości, że ja osobiście się trochę boję.
Co takiego ma w sobie Melissa Darwood?
***
Każdy może napisać książkę. Taka jest prawda. Wystarczy kilka faktów z życia codziennego przepleść z odrobiną wymyślonej fabuły i gotowe. Jest.
Nie ma wielu osób, które potrafią napisać dobrą książkę fantastyczną. Trzeba wymyślić gdzie te elementy nadprzyrodzone mają się pojawić. Trzeba zrobić reaserch, żeby wampiry nie błyszczały (oh, wait...) i żeby duchy nie były rozemocjonowanymi chłopaczkami emo, co to chcą umrzeć drugi raz, bo za pierwszym im z deka nie poszło.
Jest tylko kilka osób, które zbudowały w swojej głowie (i przelały na papier, bo w myślach nie czytam) potęgę. Świat, który istnieje i ma podstawy. Taki, który mógłby istnieć, bo ma sens i ma zasady, które nie są wyjęte z... nosa. Martin, Tolkien... Darwood? Tak, dobrze czytacie. Co prawda na mniejszą skalę i ze zdecydowanie mniejszym rozmachem (no bo Martin... tego choćbyś chciał to nie przebijesz, przez ten mur z trupów, który zbudował), ale tak, Melissa stworzyła genialny świat, który ma podstawy do tego, żeby istnieć.
***
Co ma Melissa Darwood?
Wyobraźnię.
Po tym, jak ukazała nam zaświaty widzę jak w jej głowie kręcą się trybiki i tworzą, tworzą, tworzą.
Widzę jak tworzy światy, morza, lądy, słońca, półsłońca.
Widzę jak je niszczy i stawia na ich miejscu coś innego.
W jej książkach widzę coś, co pozwala mi myśleć o tym, jak toczy się świat.
O tym, że na końcu nic nie jest oczywiste.
Że 5 to 1 i 1 to 5.
Że to, co wydaje się złe na początku, koniec końców okazuje się tym co ratuje nam tyłek.
W jej twórczości widzę pragnienie zaskakiwania na każdym kroku - czytelnika, samej siebie, nawet swoich bohaterów.
W Melissie Darwood widzę bardzo dobrą pisarkę. która ma świadomość tego, że czytelnika należy popychać, kazać mu myśleć, podejmować decyzje.
Widzę w niej pasję.
Miłość do bohaterów, których urodziła.
***
Poza tym dostałam autograf.
***
Ufacie mi jeszcze?
Czytajcie.
Mam tę książkę na oku :D W najbliższym czasie mam zamiar po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńCzytałam coś o niej ostatnio. W ogóle często ją widzę. To jakiś znak? ;)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu miałam tę książkę kupić, ale sobie ją odpuściłam. Po tej recenzji rozważam ponowne zainteresowanie się nią.
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie czytałam tak oryginalnej, a zarazem motywującej recenzji. Bardzo cenię sobie kreatywność, dlatego tym bardziej dziękuję Ci za tak świetnie i nietypowo napisaną opinię :)
OdpowiedzUsuńCzytałam Tryjon i świat rzeczywiście jest tu wykreowany mistrzowsko :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji czytać żadnej książki Melissy Darwood, jednak po twoim wpisie mam zamiar to zmienić!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Girl in books
Czytałam, czytałam! I bardzo mi się podobała owa historia! Zdecydowanie popieram słowa, ze Melissa ma wyobraźnię! I to jaką =)
OdpowiedzUsuń